Najnowsze komentarze
Trafiłam na twój kawałek przypadki...
RomekAtomek do: Jedno marzenie mniej
Hej, strasznie przepraszam, że tak...
Gitara i tak trzymać!
@normalny na moto - trochę więcej ...
KRETYN a takie filmy to że-na -da...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

26.03.2017 01:25

Pierwsza trasa motocyklowa w życiu..

18sto latek, GS500e i 250km.

   Mam wenę, piszę pod wpływem emocji, wszystko na świeżo.. domyślam się, że każdy z Was pamięta mniej więcej swoją pierwszą wyprawę motocyklową? Jeśli tak, zrozumie mnie doskonale, jeśli nie – może przypomni sobie co taki świeżak czuje.

   Wstałem rano na długo przed otwarciem serwisu, który zajmował się moim GS’em przed sezonem. Wstałem żeby się przyszykować, wypłacić pieniądze i skoczyć przy okazji z mamą na parking żeby jej przypomnieć trochę jak jeździ się samochodem ponieważ zdecydowałem że w tym dniu zostawię jej 4 koła i wrócę do akademika na 2. Było zimno, pochmurno, wietrznie, ogólnie nieciekawie. Po 10:00 odebrałem swój jednoślad, pokręciłem się trochę po mieście, przejechałem się z siostrą do parku na małą sesje, zatankowałem do pełna – tak żeby mieć pewność, że wszystko gra i mogę ruszać gdzieś dalej.

   Uzbrojony w dwuczęściowy kombinezon i wszystko co motocykliście potrzebne czułem się bardzo dojrzale. No, prawie wszystko, otóż młody i głupi stwierdziłem, że jest mi ciepło i nie muszę jeszcze jechać do sklepu po bieliznę termoaktywną, koszulka pod kurtką wystarczy.. Wystarczyła! do 90km/h..

   Pełen optymizmu, spakowałem swoje klamoty, trochę jedzenia na następny tydzień i uzbrojony w torbę na bak oraz 28 litrowy plecak wesoło odmaszerowałem na parking przed blokiem. Nawigacja podłączona – działa!, rękawiczki ładnie leżą, spodnie wydają się być OK, torba stabilna no aż przeczuwałem, że nie może być tak pięknie, ale wsiadając na motocykl, nie myślałem już o żadnych problemach, przeciwnościach czy też innych głupotach. Wyruszyłem w mieście, jedzie się przyjemnie, chodź rękawy od kombinezonu okazują się być trochę przykrótkie i delikatnie zaczynają marznąć mi ręce. No nic, wyjeżdżam z miasta. Co spotykam? Piekło.

   Przekraczam magiczne 90km/h wiatr znosi mnie na każdą stronę, męczę się, jazda wydaje się być bardzo niebezpieczna, zakręty pokonuje bardzo delikatnie i spokojnie, trochę wolniej niż rower.. ląduje na jakiejś krajowej za ciężarówką, wyprzedzenie jej wydaje się być zbyt ryzykowne, wszystko wydaje się być nie tak, pierwsze myśli żeby zawrócić i wrócić do Ciepłego domku.. w końcu nie wytrzymuje, redukuje i wyprzedzam.

   Okazało się, że nigdy w życiu nie wyprzedzałem czegokolwiek z taką lekkością, gracją – płynnością i tym boskim dźwiękiem.. ląduje daleko przed nią a licznik pokazuje pierwsze 120km/h (oczywiście przekłamuje i jechałem 90 – jakby ktoś się chciał czepiać;) ). No dobra, taki mały plus, ale dalej wieje i ledwo się trzymam.. Pokonuje ze dwa ronda, natrafiam na konkretną górkę, prędkość spada do 80, wyprzedza mnie samochód, nawet dwa, nawet wszystko co jechało za mną, nawet wiatr. Jest jeszcze gorzej niż wcześnie, jeszcze zimniej, przewiewa mnie przez rękaw, przewiewa okolice klatki piersiowej – słowem masakra. Modle się tylko o jakiś zjazd bo nie wytrzymuje i chcę poważnie rozważyć powrót do domu. Zjeżdżam na najbliższej stacji, zatrzymuje się i myślę:

„łał, co mam zrobić” coś w stylu „możesz grać o milion albo stracić to i zostać z jego częścią”

   W dodatku, spodnie też okazują się za małe i przecierają mnie lekko w okolicach kolana, na plechach jest ciężko bo jeszcze nawigacja zaczyna szwankować. Potrafi się wyłączyć i trzeba od nowa podłączać do gniazdka i klikać na ekranie, chyba za słabe gniazdko mi założyli, no ale teraz nic z tym nie zrobię.. Pozostało pytanie: „czy jechać dalej” ?

   Nawigacja ożyła a moim oczom ukazały się liczby, które mówią że przejechałem już prawie 50km – nie jest źle.. jeszcze tylko 4 razy tyle, może dam radę? W sumie to była ostatnia i jedyna okazja do powrotu ponieważ jakieś 5-10km dalej rozpoczyna się wjazd na autostradę więc albo teraz albo nigdy.

   Zawsze chciałem zobaczyć jak wygląda autostrada z perspektywy motocyklisty, a co mi tam, mogę wracać karetką albo skończyć gorzej ale jestem na tyle głupi żeby to zrobić, tak więc mija chwila i znajduje się na wspomnianej drodze.

   Wydaje się być dziwnie spoko, nie wieje tak jak wcześniej, lecę sobie spokojnie 110, ale znowu byłoby za pięknie. Wcześniej ukształtowanie terenu skutecznie neutralizowało wiatr, po chwili jednak puste okolice zrobiły swoje i motocykl był koszmarnie niestabilny. Chwilami się bardzo bałem, potrafiło nieźle dmuchnąć, w co ja się wpakowałem.. Jazda w taką pogodę zaczyna mi się strasznie nie podobać, myślę sobie „co inni czują jeżdżąc w taką pogodę, przecież to nie jest ani trochę przyjemne, nie chce już dalej jechać” niedługo potem wyprzedza mnie delikatnie motocyklista na jakimś sporcie, utykam za nim na lewym pasie. Wygląda jakby w ogóle nie przejmował się tym jak pizga, rozgrzewa swoje ogromne opony, wygląda na wyluzowanego, a za nim jaki ja, sztywny, zestresowany i ogólnie na wymarciu, szybko zjeżdża mu kolega z drogi i tyle go widziałem.

   Z każdym kilometrem zaczynam się przyzwyczajać się do tego klimatu, pogodziłem się z jakimś zapaleniem całego ciała czy innej chorobie która wyjdzie pewnie jutro albo po jutrze.. na jednym odcinku nawet przycisnąłem mu troszkę i licznik pokazał te 160 (oczywiście jechałem 140 – tylko jak zawsze przekłamuje:) ). O dziwo autostrada się kiedyś kończy! No i ta również się skończyła, ostatnie 50km do domu, czy ja właśnie dałem radę?

   Czułość rąk zmniejszyłem do jakiś 50%, nóg do 20.. kręgosłup jest taki zszokowany, że sam nie wie czy ma jakiś sens dawać oznaki przeciążenia. Palce zdrętwiały a dłonie bolą od ściskania kierownicy, no ale czuje się dużo pewniej niż wcześniej. Spokojnie wyprzedzam samochód, pierwszy, drugi, trzeci (…) zbliżam się do mojej ulubionej stacji, w której planowałem przez całą autostradę żeby zrobić w niej przerwę, widzę ją w oddali! Ku ucieszeniu odkręcam mocniej manetkę a że było jeszcze z górki to co zrobiłem? No przejechałem zjazd do niej, unikając gwałtownego hamowania.. no brawo ja, po prostu miałem ochotę wyjść z siebie, stanąć obok i sobie pogratulować! No nic, zrobimy przerwę gdzie indziej.. Mija z 10km i zjeżdżam grzecznie na parking przed restauracją, cykam parę fotek, wysyłam do znajomych – moje nogi miały poczuć ulgę ale poczuły tylko dziwną ochotę powrotu na GS’a.. zresztą cały ja nie miałem ochoty odpoczywać a chciałem jak najszybciej znaleźć się bliżej domu, przerwa więc szybko się skończyła, warto podkreślić że po wyjeździe przez kilka km czułem się naprawdę jak taki doświadczony motocyklista – pokonywałem łuki bardzo sprawnie, trochę szybciej a biegi zmieniałem jakby mnie wcale palce nie bolały – oczywiście później było troszkę gorzej..


   Wjeżdżam do Ostrowa, nawigacja szwankuje, widzę tylko gdzie mniej więcej się kierować, raz mnie poprowadziła trochę niepoprawnie ale okolice już znałem więc wyjechałem na główną, potem się wyłączyła i dalej już jechałem bez. Oczywiście dalej wiało, było zimno itd. ale już wiedziałem że jestem tak blisko i starałem się o tym nie myśleć.. W moim mieście, czułem się już chyba zbyt pewnie, zdarzyło mi się wyprzedzić, ze 3 samochody z prawej/lewej strony, tak jak to zwykle robią wszyscy na filmach, oczywiście wszystko w bezpiecznych odległościach, tak czy inaczej dopiero po chwili dotarło do mnie że czuję się zbyt pewnie a do domu jakieś 800 metrów i zachowując już delikatniej więcej rozsądku, z dumą i łzami w oczach dojeżdżam szczęśliwie pod akademik, stawiam motocykl na nóżce i z niedowierzaniem patrze co ja najlepszego zrobiłem..

   Właśnie tak będę wspominał moją pierwszą samodzielną trasę, było mi – niedoświadczonemu kierowcy, który zrobił tym motocyklem przed nią jakieś max 20km ciężko, chwilami strasznie. Ale jestem zadowolony z tego, jakim jestem durnym człowiekiem, przez najbliższy czas będę wspominał mijających mnie braci i siostry – pozdrowienia lewą w górze, tą motocyklową magie, która sprawia, że mimo tego jak się czułem z przyjemnością wybiorę się jeszcze nie raz na taką trasę, chodź nie ukrywam, że w troszkę lepszą pogodę:)

   Szacunek dla każdego kto nie zasnął w połowie! Ja już naprawdę padam – dodam jeszcze, że po tym wszystkim zjadłem podwieczorek i pojeździłem jeszcze ponagrywać trochę na gopro w nocy:3 i mimo ogromnego bólu nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia i ledwo tu wytrzymuje z myślą, że moje Suzi jest w końcu przy mnie i będziemy mogli jeździć, jak tylko w baku będzie kropla benzynki.

   Na zakończenie dodam, że kombinezon pożyczyłem od kumpla i następnym razem będę się już dużo cieplej ubierał:)

P0ZDR0500

Mam wenę, piszę pod wpływem emocji, wszystko na świeżo.. domyślam się, że każdy z Was pamięta mniej więcej swoją pierwszą wyprawę motocyklową? Jeśli tak, zrozumie mnie doskonale, jeśli nie – może przypomni sobie co taki świeżak czuje. Wstałem rano na długo przed otwarciem serwisu, który zajmował się moim GS’em przed sezonem. Wstałem żeby się przyszykować, wypłacić pieniądze i skoczyć przy okazji z mamą na parking żeby jej przypomnieć trochę jak jeździ się samochodem ponieważ zdecydowałem że w tym dniu zostawię jej 4 koła i wrócę do akademika na 2. Było zimno, pochmurno, wietrznie, ogólnie nieciekawie. Po 10:00 odebrałem swój jednoślad, pokręciłem się trochę po mieście, przejechałem się z siostrą do parku na małą sesje, zatankowałem do pełna – tak żeby mieć pewność, że wszystko gra i mogę ruszać gdzieś dalej. Uzbrojony w dwuczęściowy kombinezon i wszystko co motocykliście potrzebne czułem się bardzo dojrzale. No, prawie wszystko, otóż młody i głupi stwierdziłem, że jest mi ciepło i nie muszę jeszcze jechać do sklepu po bieliznę termoaktywną, koszulka pod kurtką wystarczy.. Wystarczyła! do 90km/h.. Pełen optymizmu, spakowałem swoje klamoty, trochę jedzenia na następny tydzień i uzbrojony w torbę na bak oraz 28 litrowy plecak wesoło odmaszerowałem na parking przed blokiem. Nawigacja podłączona – działa!, rękawiczki ładnie leżą, spodnie wydają się być OK, torba stabilna no aż przeczuwałem, że nie może być tak pięknie, ale wsiadając na motocykl, nie myślałem już o żadnych problemach, przeciwnościach czy też innych głupotach. Wyruszyłem w mieście, jedzie się przyjemnie, chodź rękawy od kombinezonu okazują się być trochę przykrótkie i delikatnie zaczynają marznąć mi ręce. No nic, wyjeżdżam z miasta. Co spotykam? Piekło. Przekraczam magiczne 90km/h wiatr znosi mnie na każdą stronę, męczę się, jazda wydaje się być bardzo niebezpieczna, zakręty pokonuje bardzo delikatnie i spokojnie, trochę wolniej niż rower.. ląduje na jakiejś krajowej za ciężarówką, wyprzedzenie jej wydaje się być zbyt ryzykowne, wszystko wydaje się być nie tak, pierwsze myśli żeby zawrócić i wrócić do Ciepłego domku.. w końcu nie wytrzymuje, redukuje i wyprzedzam. Okazało się, że nigdy w życiu nie wyprzedzałem czegokolwiek z taką lekkością, gracją – płynnością i tym boskim dźwiękiem.. ląduje daleko przed nią a licznik pokazuje pierwsze 120km/h (oczywiście przekłamuje i jechałem 90 – jakby ktoś się chciał czepiać;) ). No dobra, taki mały plus, ale dalej wieje i ledwo się trzymam.. Pokonuje ze dwa ronda, natrafiam na konkretną górkę, prędkość spada do 80, wyprzedza mnie samochód, nawet dwa, nawet wszystko co jechało za mną, nawet wiatr. Jest jeszcze gorzej niż wcześnie, jeszcze zimniej, przewiewa mnie przez rękaw, przewiewa okolice klatki piersiowej – słowem masakra. Modle się tylko o jakiś zjazd bo nie wytrzymuje i chcę poważnie rozważyć powrót do domu. Zjeżdżam na najbliższej stacji, zatrzymuje się i myślę: „łał, co mam zrobić” coś w stylu „możesz grać o milion albo stracić to i zostać z jego częścią” W dodatku, spodnie też okazują się za małe i przecierają mnie lekko w okolicach kolana, na plechach jest ciężko bo jeszcze nawigacja zaczyna szwankować. Potrafi się wyłączyć i trzeba od nowa podłączać do gniazdka i klikać na ekranie, chyba za słabe gniazdko mi założyli, no ale teraz nic z tym nie zrobię.. Pozostało pytanie: „czy jechać dalej” ? Nawigacja ożyła a moim oczom ukazały się liczby, które mówią że przejechałem już prawie 50km – nie jest źle.. jeszcze tylko 4 razy tyle, może dam radę? W sumie to była ostatnia i jedyna okazja do powrotu ponieważ jakieś 5-10km dalej rozpoczyna się wjazd na autostradę więc albo teraz albo nigdy. Zawsze chciałem zobaczyć jak wygląda autostrada z perspektywy motocyklisty, a co mi tam, mogę wracać karetką albo skończyć gorzej ale jestem na tyle głupi żeby to zrobić, tak więc mija chwila i znajduje się na wspomnianej drodze. Wydaje się być dziwnie spoko, nie wieje tak jak wcześniej, lecę sobie spokojnie 110, ale znowu byłoby za pięknie. Wcześniej ukształtowanie terenu skutecznie neutralizowało wiatr, po chwili jednak puste okolice zrobiły swoje i motocykl był koszmarnie niestabilny. Chwilami się bardzo bałem, potrafiło nieźle dmuchnąć, w co ja się wpakowałem.. Jazda w taką pogodę zaczyna mi się strasznie nie podobać, myślę sobie „co inni czują jeżdżąc w taką pogodę, przecież to nie jest ani trochę przyjemne, nie chce już dalej jechać” niedługo potem wyprzedza mnie delikatnie motocyklista na jakimś sporcie, utykam za nim na lewym pasie. Wygląda jakby w ogóle nie przejmował się tym jak pizga, rozgrzewa swoje ogromne opony, wygląda na wyluzowanego, a za nim jaki ja, sztywny, zestresowany i ogólnie na wymarciu, szybko zjeżdża mu kolega z drogi i tyle go widziałem. Z każdym kilometrem zaczynam się przyzwyczajać się do tego klimatu, pogodziłem się z jakimś zapaleniem całego ciała czy innej chorobie która wyjdzie pewnie jutro albo po jutrze.. na jednym odcinku nawet przycisnąłem mu troszkę i licznik pokazał te 160 (oczywiście jechałem 140 – tylko jak zawsze przekłamuje:) ). O dziwo autostrada się kiedyś kończy! No i ta również się skończyła, ostatnie 50km do domu, czy ja właśnie dałem radę? Czułość rąk zmniejszyłem do jakiś 50%, nóg do 20.. kręgosłup jest taki zszokowany, że sam nie wie czy ma jakiś sens dawać oznaki przeciążenia. Palce zdrętwiały a dłonie bolą od ściskania kierownicy, no ale czuje się dużo pewniej niż wcześniej. Spokojnie wyprzedzam samochód, pierwszy, drugi, trzeci (…) zbliżam się do mojej ulubionej stacji, w której planowałem przez całą autostradę żeby zrobić w niej przerwę, widzę ją w oddali! Ku ucieszeniu odkręcam mocniej manetkę a że było jeszcze z górki to co zrobiłem? No przejechałem zjazd do niej, unikając gwałtownego hamowania.. no brawo ja, po prostu miałem ochotę wyjść z siebie, stanąć obok i sobie pogratulować! No nic, zrobimy przerwę gdzie indziej.. Mija z 10km i zjeżdżam grzecznie na parking przed restauracją, cykam parę fotek, wysyłam do znajomych – moje nogi miały poczuć ulgę ale poczuły tylko dziwną ochotę powrotu na GS’a.. zresztą cały ja nie miałem ochoty odpoczywać a chciałem jak najszybciej znaleźć się bliżej domu, przerwa więc szybko się skończyła, warto podkreślić że po wyjeździe przez kilka km czułem się naprawdę jak taki doświadczony motocyklista – pokonywałem łuki bardzo sprawnie, trochę szybciej a biegi zmieniałem jakby mnie wcale palce nie bolały – oczywiście później było troszkę gorzej.. Wjeżdżam do Ostrowa, nawigacja szwankuje, widzę tylko gdzie mniej więcej się kierować, raz mnie poprowadziła trochę niepoprawnie ale okolice już znałem więc wyjechałem na główną, potem się wyłączyła i dalej już jechałem bez. Oczywiście dalej wiało, było zimno itd. ale już wiedziałem że jestem tak blisko i starałem się o tym nie myśleć.. W moim mieście, czułem się już chyba zbyt pewnie, zdarzyło mi się wyprzedzić, ze 3 samochody z prawej/lewej strony, tak jak to zwykle robią wszyscy na filmach, oczywiście wszystko w bezpiecznych odległościach, tak czy inaczej dopiero po chwili dotarło do mnie że czuję się zbyt pewnie a do domu jakieś 800 metrów i zachowując już delikatniej więcej rozsądku, z dumą i łzami w oczach dojeżdżam szczęśliwie pod akademik, stawiam motocykl na nóżce i z niedowierzaniem patrze co ja najlepszego zrobiłem.. Właśnie tak będę wspominał moją pierwszą samodzielną trasę, było mi – niedoświadczonemu kierowcy, który zrobił tym motocyklem przed nią jakieś max 20km ciężko, chwilami strasznie. Ale jestem zadowolony z tego, jakim jestem durnym człowiekiem, przez najbliższy czas będę wspominał mijających mnie braci i siostry – pozdrowienia lewą w górze, tą motocyklową magie, która sprawia, że mimo tego jak się czułem z przyjemnością wybiorę się jeszcze nie raz na taką trasę, chodź nie ukrywam, że w troszkę lepszą pogodę:) Szacunek dla każdego kto nie zasnął w połowie! Ja już naprawdę padam – dodam jeszcze, że po tym wszystkim zjadłem podwieczorek i pojeździłem jeszcze ponagrywać trochę na gopro w nocy:3 i mimo ogromnego bólu nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia i ledwo tu wytrzymuje z myślą, że moje Suzi jest w końcu przy mnie i będziemy mogli jeździć, jak tylko w baku będzie kropla benzynki. Na zakończenie dodam, że kombinezon pożyczyłem od kumpla i następnym razem będę się już dużo cieplej ubierał:) P0ZDR0500
Komentarze : 13
2017-04-01 18:22:50 Am_staff

Fajni się czyta :)

2017-03-30 23:22:52 xxxxxxx

Postaram się dać znać :) Powodzenia

2017-03-30 10:26:35 PACHOL

@xxxxxxx w takim razie trzymam kciuki i czekam na relacje:)

2017-03-30 00:36:51 xxxxxxx

PACHOL a dokładnie w Mielnie :) Teraz chcemy na mazury, Hel, wyspy Wolin, Uznam i w dół, może o Niemcy zahaczyć. Konkretną trasę mamy już przygotowaną, gorzej ze sprzętem :) ale do czerwca lub lipca jest czas :)

2017-03-29 16:15:53 PACHOL

@barteckc staram się bardzo o tym pamiętać, przykładowo, sytuacja sprzed paru godzin: chciałem sprawnie wyjechać w prawo z podporządkowanej drogi (lekko pod górkę) i widząc nadjeżdżający z mojej lewej strony samochód, który sygnalizował opuszczenie skrzyżowania zdecydowałem w ostatniej chwili może nie gwałtownie ale stanowczo się zatrzymać i okazało się że gościu jechał prosto i na mnie uwagi nie zwrócił.. wiem czym zbytnia pewność się kończy więc staram się jeździć przepisowo i nie oddawać zbytnio emocją, chociaż przyznam szczerze że czasami zdarza mi się porządnie odkręcić, wiem że mam też dużo do opanowania z techniki jazdy jak i nie wiem wszystkiego jeśli chodzi znajomość ruchu drogowego.. ale trzeba jeździć i się uczyć:)

@xxxxxxx a gdzie to morze się znajduje?:D artykuły z wyjazdów są naprawdę bardzo ciekawe i gorąco zachęcam do ich tworzenia! :)

2017-03-29 10:16:58 barteckc

Doraźnie na chłodny wiatr pomaga reklamówka ze stacji benzynowej założona na klatę... ;)

Bezpiecznego sezonu, pamiętaj tylko, by za wcześnie nie poczuć się zbyt pewnie...

2017-03-28 13:01:34 xxxxxxx

Też mam Suzuki Gs 500 i w tamtym sezonie zrobiłem ponad 8 tysięcy. Byłem nad morzem w Czechach oraz górach. Trasa na weekend największa miała 1700 km. Mieszkam w okolicach Lublina. A w tym roku planuję z dziewczyną objechać Polskę dookoła :) Może o takim wyjeździe zrobić artykuł?

2017-03-28 12:13:44 PACHOL

@Mejkpis a się uśmiałem jak to napisałeś:) komentujesz pierwsze wrażenia z trasy kogoś kto przesiadł się z 50tki którą latał 60 na 500 którą leciałem przelotowo 140, w dodatku bez odzieży termoaktywnej.. motocyklem którym wcześniej jakieś 10km zrobiłem. Żeby rozjaśnić Ci pewną sprawę przed wczoraj zrobiłem 160km juz lepiej ubrany, jazda mnie nie męczyła a do powiewów się przyzwyczaiłem:) pozdrawiam i przepraszam za szczerość w opisywaniu swoich przeżyć;) widzimy się na drodze!

2017-03-28 11:27:48 Mejkpis

Sorki ale nie spodobał mi się ten artykuł cały czas tylko narzekasz na wiatr ,jakieś choroby tak jak by jazda Cię nie cieszyła i męczyła tym , że jeździsz . Sam mam Suzuki gs 500 bez owiewek , jestem bardzo zadowolony i nie narzekam , że mi wieje . Moim zdaniem powinieneś przemyśleć czy motocykle są dla Ciebie lub do tego się przyzwyczaić . Pozdrawiam i do zobaczenia na trasie :)

2017-03-28 00:29:22 PACHOL

@firestarter bardzo dziękuje, nie mogę się doczekać kolejnych wyjazdów i jednak troszkę lepszej pogody:)

2017-03-27 22:55:11 firestarter

bardzo sympatyczny tekst :-). życzę kolejnych, niezapomnianych wrażeń i w ogóle super pierwszego sezonu i kolejnych...

2017-03-26 22:43:31 PACHOL

No z ciuchami to trochę lipa u mnie jest, ale bieliznę termo już mam. Dzisiaj zrobiłem jakieś 160km, z czego wróciłem nie dawno - po 21 i jest naprawdę ogromna różnica:)

P.S. Polecam się na przyszłość:)

2017-03-26 12:49:28 Janusz_Cebulak

Gratuluję pierwszej trasy. Ja na cebuli (CB500) przez dłuższy czas kręciłem się wkoło komina. Dopiero po 3-4 miesiącach wypuściłem się gdzieś dalej. Co do ubioru - to IMHO bielizna termoaktywna to podstawa. Nawet latem ubieram, jak mam jechać rano lub wieczorem. W taką pogodę ubieram termo góra+dół, skarpetki podkolanówki też termiczne, bluza polar, kołnierz z windstopperem+bufka (czasem+kominiarka) i skóry (2 części). Zawsze jak jest za ciepło, to można trochę pootwierać wentylacji. A jak masz za mało ciuchów, no to lipa. No i kiedyś romantyzm zamieni się w reumatyzm.
P.S. Dzięki za radę z obrazkami. Dokleiłem do podsumowania zdjęcie

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
Twój album
[zdjęć: 0]

Tagi

święta (1), awaria (1), chińskie (1), GS (1), gs500 (4), jakzarobićnamoto (2), marzenia (7), motovlog (1), muzyka (1), pachol (8), pierwszemoto (3), pierwszyserwis (1), praca (2), smuteczek (1), Suzuki (1), używane (3), WMS (1), YouTube (5)

Kategorie